Atacama – wymiana oleju na parkingu i dłoń pustyni
Jadąc dalej na północ postanowiliśmy zatrzymać się na chwilę przy prawdopodobnie największej dłoni na świecie. Zanim tam jednak dotarliśmy musieliśmy zadbać trochę o naszego Żuka i zrobić wymianę oleju. Przejechaliśmy już 10 000 km od ostatniej wymiany, a mądra księga mówi, że właśnie po takim przebiegu powinno się wymieniać olej w silniku. My chcemy, żeby Żuczek zawiózł nas jeszcze w niejedno ciekawe miejsce na świecie, więc staramy się stosować do zaleceń serwisowych. A że akurat wypadło nam to robić na autostradzie wiodącej przez pustynię – no cóż… taki urok bycia „w drodze”.
Wymiana oleju
Noc spędziliśmy jakieś 10 metrów od torów kolejowych. Myśleliśmy, że to linia pociągów towarowych do pobliskich kopalni. I słusznie myśleliśmy. Myśleliśmy także, że nocą pociągi nie będą jeździć. I tu w naszym rozumowaniu się myliliśmy. Wrażenia przejeżdżającego składu towarowego 10 metrów od namiotu o 3 w nocy – bezcenne. Najpierw słychać było niesamowity hałas, potem na ścianach namiotu widać było światła, a następnie z ogłuszającym łoskotem pociąg przejechał tuż obok nas trzęsąc ziemią. Mieliśmy wrażenie, jakby przejeżdżał 10 cm od nas, a nie 10 metrów. Urocza noc zakończyła się malowniczym, słonecznym porankiem. Stamtąd ruszyliśmy dalej. Po drodze przejeżdżaliśmy tuż nad wybrzeżem Oceanu Spokojnego, który wciąż pokazywał swój charakter uderzając w brzeg niezłymi falami.
Poranek przy torach kolejowych. Fot. Marcin Warwaszyński
Ocean Spokojny. Fot. Marcin Warwaszyński
Skaliste wybrzeże oceanu. Fot. Aleksandra Rosa
Szukaliśmy dogodnego miejsca na wymianę oleju – najlepiej utwardzonego, poziomego i gdzieś na uboczu. Finalnie zatrzymaliśmy się przy jeszcze nie otwartym parkingu autostradowym. Przejechaliśmy tuż obok słupków stojących na wjeździe i ustawiliśmy Żuka za budynkiem nieczynnych jeszcze toalet. Byliśmy osłonięci od drogi, a z parkingu nikt nie korzystał, więc spokojnie mogliśmy przeprowadzić wymianę oleju.
Szybko przebraliśmy się z Jackiem w robocze kombinezony i odkręciliśmy korek w misce olejowej spuszczając olej do 5-litrowej butelki po wodzie. Odkręciliśmy też stary filtr oleju i pozostało poczekać chwilę, aż olej spłynie w całości.
Jedna butelka nie wystarczyła, więc pozostałe resztki spuściliśmy do drugiej. W międzyczasie dziewczyny upichciły nam na tymże parkingu pyszne danie obiadowe, jakim jest makaron z sosem i warzywami. Każdy dostał miskę ciepłej strawy. Żeby dopełnić wyprawowego luksusu – po drugiej stronie autostrady okazało się, że identyczny parking jest czynny, ma toalety i… prysznice! Zatem ekipa się podzieliła: my z Jackiem wkręcaliśmy nowy filtr oleju i wlewaliśmy złocistego Castrola, przywiezionego jeszcze z Polski, a w tym czasie dziewczyny poszły się wykąpać (wszak one zazwyczaj potrzebują więcej czasu na prysznic i inne łazienkowe sprawy..). My po satysfakcjonującej wymianie oleju też wskoczyliśmy na szybki prysznic. Nie zwlekając, posprzątawszy po sobie pojechaliśmy dalej.
Wymiana oleju na nieczynnym parkingu autostradowym. Fot. Aleksandra Rosa
Mano del desierto
„Dłoń pustyni”, bo tak można tłumaczyć hiszpańskojęzyczną nazwę rzeźby została wykonana przez chilijskiego artystę w 1992 roku.
Ma symbolizować ludzką słabość i bezbronność. Wykonana ze stali i betonu jest posadowiona dosłownie na środku pustyni. Względnie blisko przebiega jedynie słynna droga Panamericana. Podjechaliśmy Żukiem pod samą dłoń, by zrobić pamiątkowe zdjęcie z dłonią i z Żukiem. Dookoła nie było żywej duszy. Pustynia. Nie minęła chwila, a tu jak na zawołanie, przyjechały dwa samochody, z których wysypali się ludzie, jak mrówki i oblazły dłoń dookoła. Marudziliśmy między sobą, że szlag trafił całą przyjemną atmosferę pustyni, nicości dookoła. Oni pewnie jeszcze bardziej byli niezadowoleni, wszak nikt z nich nie mógł sobie zrobić zdjęcia z dłonią, żeby na zdjęciu nie było widać niebieskiego wehikułu z dalekiej Polski. Cóż, taki urok różnych znanych atrakcji turystycznych. Nikt ich nie ma na wyłączność.
Przejazd przez pustynię Atacama. Fot. Marcin Warwaszyński
Dłoń rzeczywiście jest pokaźna. Ma chyba ponad 10 metrów wysokości. Akurat trafiliśmy na ten czas, gdy nie była przesadnie popisana przez wandali lub też pseudoartystów, którzy chcą udoskonalać czyjeś dzieła. Ponoć właśnie co jakiś czas rzeźba jest czyszczona z różnych mniej lub bardziej artystycznych malunków na niej.
Dłoń pustyni. Fot. Marcin Warwaszyński
Wielu z tych, co byli przed nami z pewnością nie mogło się powstrzymać od mikcji wprost na rękę. Dało się to wyczuć już ze sporej odległości. A trzeba pamiętać, że to pustynia – w dzień ponad 40 stopni, a do tego nieźle wieje… Mimo tego, nie wszystek mocz wyparował i się przewietrzył.
W drodze do Antofagasty. Fot. Marcin Warwaszyński
Stamtąd mieliśmy już tylko 75 km do Antofagasty. Niestety, a może i stety nie zatrzymaliśmy się w mieście. Zatankowaliśmy tylko paliwo na przedmieściach – niemiłosiernie zakurzonych i zapylonych do granic możliwości. Powietrze było gęste od pyłu, a do tego rozkopana droga potęgowała wzbijanie się tumanów piachu i kurzu. Nie mieliśmy zupełnie ochoty zostawać w tej okolicy. Różne opinie słyszeliśmy, choć większość niepochlebnych – zdecydowaliśmy się jechać dalej. Ktoś wziął książkę do ręki, ktoś inny piwo. Jeszcze inni sprawdzali w przewodniku czekające nas miejsca, a ktoś przygotowywał zdjęcia na laptopie.
„Wypoczynek” w Żuku. Fot. Marcin Warwaszyński
Jedziemy dalej, na północ. A tam, czekała na nas hm.. atrakcja? Tak, chyba można to tak nazwać. Nieoczekiwana, ale robiąca wrażenie i dająca do myślenia…Ale o tym w kolejnym wpisie, już niebawem!